Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

strażą zamkową złożył hołd należyty Władcy. Król skinął mu głową, ale wszyscy widzieli, że się doń nie uśmiechnął i nawet nań nie spojrzał.
I długo stał dumny pan pod wjazdowym ciemnym sklepieniem i złemi czarnemi oczkami z pod wzniesionej przyłbicy śledził oddalający się orszak. Prawa ręka jego spoczywała na głowicy miecza, a lewa ściskała gniewnie skórzaną rękawicę.

V.

Rozejrzał się Król po rozległych polach. Zapuścił swobodnie wzrok w błękitną dal. Rozpoznał znajome lasy, znajome gaje, białe wsie i miasteczka w zielonych ogrodach. Poweselał. Uśmiechnął się, białą ręką złotą brodę pogładził, kazał grać muzyce, kazał śpiewać pieśniarzom. Wysunęli się na czoło trębacze, dudarze i gęślarze, buchnęła w niebiosa wesoła piosenka:

Hej!...
Był sobie Król Grzyb,
A u Króla była matula,
Stara Grzybula.
Powiedziała raz Grzybula
Do swego Króla:
»Czas ci znaleźć sobie żonę,«
»Jaką matronę!...«
»Już ci nóżka nadpróchniała,«
»Zmarszczyła się skórka cała«
»I zębów ci brak!«
Na taką mowę
Król schylił głowę,
Aż mu zsunął się na czoło