Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rycerz otwierał szeroko wypukłe, żabie oczy i trząsł przecząco głową.
— Ja nie mogę! Ja muszę strzec bezpieczeństwa Króla Jegomości!.. Muszę mieć wolne ruchy!
Wszyscy wybuchali śmiechem:
— Ależ, kochany Rondelku, ty masz zawsze wolny ruch... Wszystkich nas będziesz strzegł od przejedzenia. Wiadomo, że jak zgarniesz z półmiska, to już tam mało zostanie!...
— Nie dokuczajcie mi, bo się rozgniewam!...
— Strzeż się, Bączuś, bo cię połknie!...
— O! On tylko łyżką umie wojować...
— Cicho, idzie Król!...
Heroldowie uderzyli w trąby. Na schodach przedsionka ukazał się Król w czarnej aksamitnej szacie bufiastej ze złotym łańcuchem na szyi. Obok szła Królowa, co chwila przykładając chusteczkę do oczu.
— Wracaj, wracaj co rychlej!... Umieram ze strachu, gdy ciebie niema w pobliżu... Ach, wracaj!...
Król niecierpliwie machał ręką i nie patrzał na żonę. Dopiero, gdy dosiadł rumaka, zwrócił łagodne stroskane oczy na Królową, tonącą we łzach i omdlewającą wśród swoich niewiast.
— Przecież wrócę niedługo!...
— Wrócisz, ale czy nas zastaniesz!?... Przynieście dzieci!... Niech ich raz jeszcze zobaczy!...
Ale Król nie czekał, zmarszczył brwi i dał znak do pochodu.
Piękny to był orszak. Na przedzie jechał chorąży ze znakiem królewskim i heroldowie z długiemi mosiężnemi trąbami, ubranemi wstęgami; za niemi oddział zakutych w miedziane zbroje rycerzy z wielkiemi bronzowemi mieczami u boków. Dalej jechał Król w czarnych aksamitach, w czarnym berecie z czarnym strusim piórem. Kary koń pod nim kapał od złota i drogich kamieni. Za Królem ciągnęła długa świta dworzan, mieniąca się barwami i blaskami zorzy rannej i wieczornej. Na zwodzonym moście Wielki Strażnik koronny Tatura z całą