Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więc tu teraz, gdyśmy zebrani w całej swej potędze, napewno nie przyjdzie!
— Ale wojska przecież nie możemy wciąż trzymać w pogotowiu! Słyszałeś: już sarkają!
— Rozumie się, że nie. Zresztą własne wojsko zje nas równie dobrze i zniszczy jak wilcze...
— Cóż więc czynić?
Bączuś zamyślił się, dolną wargę wysunął, jedno oko przymrużył i tak dumał chwilkę.
— A gdyby tak, Najjaśniejszy Panie... cały pałac... otoczyć wysokim, potężnym murem, bramę zaopatrzyć mostem zwodzonym, otoczyć wszystko głębokim przekopem i skierować doń wody Popławy... Na murach i w bramach ustanowić straże, które czuwać będą dzień i noc, aby nikt bez twej wiedzy i zezwolenia nie wtargnął do zamku!... Rozumie się, że nie puścimy i wilków... A gdyby przyszedł wódz ich z wojskiem, to oprzemy się im... Zanim zamek zdobędzie, zdążymy wici rozesłać, nadciągnie wojsko, przybiegną na odsiecz rycerze, nadejdzie pospolite ruszenie...
— Tak, to prawda!... — odparł wolno Król. — Przychodziło mi już coś podobnego do głowy ale... każdy zamek... bardzo podobny jest do więzienia! Nie będzie miał mój pałac już tego dopływu słońca i powietrza, co teraz... Nie przedostaną się doń ciepłe, ożywcze wiatry ani ludzkie głosy! Będą więc rosły dzieciny moje, przyszli rządcowie państwa, w odosobnieniu, w zaduchu ciemnicy. Sam również... przyzwyczaiłem się do swobody, do ufności, do życzliwości ludzkiej!... Ciężko mi będzie... za murami!
— To prawda, to prawda!... — zgadzał się Bączuś. — Ale co robić?..
Zamyślił się Król, zastygł bez ruchu na swym fotelu z głową opartą na dłoni. Bączuś, sądząc, że śpi, wysunął się cichutko z komnaty.
Ale Król nie spał, ino biedził się z myślami i wzdychał.