Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No i cóż?
— Wielkiego nic, ale zawsze nabrali pewnie trochę otuchy, zobaczyli, że tam, w górze, wśród władców jest ktoś, co im dobrze życzy!...
Królewicz trząsł kędziorami, oczy ręką przysłaniał i szepnął boleśnie:
— Nic z tego, nic!... Okropności! Najlepiej spalę łódź, żeby nie było pokusy!
Wyskoczył z izby, jak obłąkany. Pobiegł nad brzeg, gdzie, przykryta deskami, stała stara łódka. Silnemi uderzeniami siekiery przebił jej dno, poczym podgarnął chróstu i wiórów, skrzesał ognia i podpalił.
Blada jak płótno, królewna patrzała ze zgrozą na pożar z progu chaty. Królewicz nie spojrzał nawet w jej stronę, siekierę na ramieniu położył i poszedł wprost w las.

XXV.

Długo go nie było.
Już królewna myślała, że nie wróci; już strach ją ogarnął, że go nigdy nie ujrzy, już żałowała, że zagadała z nim o ojczyźnie, gdy dnia pewnego doleciało ją z oddala wesołe szczekanie psów. A ponieważ królewicz je z sobą zabrał, zrozumiała, że zbliża się, że jest niedaleko. Z bijącym sercem wyszła na próg. Istotnie, królewicz już był na ścieżce, dwa czarne psy skakały przed nim, jak szalone, obok szedł jeleń i machał rogatą głową, z drugiej strony przemykała się para zajączków, a z tyłu biegł, chrząkając, czarny odyniec. — Bażanty, gołębie, kaczki, spostrzegszy go, poleciały ku niemu chmarą i, krążąc wokoło, przysiadły na głowie, na ramionach, na wyciągniętych rękach, na zwisającym za plecami worze myśliwskim.
Królewicz szedł, opędzając się im z niechcenia, z oczami utkwionemi w siostrze. Szukał jej wzroku, ale ona nie podnosiła spuszczonych powiek. Aż przypadł jej do nóg, objął kolana rękami i głowę do nich przytulił:
— Siostro... siostro!... — szeptał. — Siostrzyczko!...