Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wichurą drzewa; ledwie się tam wcisnęli, gdy tuż, tuż zabrzmiała znana mowa i zaświeciły i zachrobotały bronie... Poznali jeźdźców i setników Tatury. Szli długą ławicą przez las i pilnie przeglądali krzaki i drzewa.
Zastygli bez ruchu w swej kryjówce królewscy zbiegowie, przejęci rozpaczą i zgrozą. Stuk kopyt dawno ustał, ucichły nawoływania żołdaków, a oni wciąż jeszcze nie odważali się opuścić nory. Wypłoszył ich wąż, który przypełznął na brzeg jamy z widocznym zamiarem wślizgnięcia się doń, lecz, spostrzegszy gości, zasyczał groźnie i cofnął się, garbiąc cętkowany kadłub.
— Widać wszystko przepadło, szukają nas! — szepnął posępnie królewicz.
Królewna nie odpowiedziała. Dopiero po długiej chwili, widząc straszne przygnębienie brata, wzięła go za rękę i rzekła:
— Chodźmy! Dowiemy się od rybaków, poco oni przychodzili! Może to są przyjaciele, może wojsko Tatury przeszło na stronę Króla!
— Ale... Skąd wnosisz, że w tej stronie mieszkają rybacy? Może właśnie w przeciwnej i żołnierze nie wracali od nich, lecz szli do nich!
— W każdym razie pójdziemy w stronę przeciwną żołnierzom. Zawsze lepiej być od nich jak najdalej. Jeżeli idą po nas, zaczekają. Jeżeli zaś wracają od rybaków, dowiemy się rychło, poco przychodzili. Musieli przecież coś im mówić, o coś się pytać?!
Po ścieżce podróż była o wiele łatwiejsza i rychło ukazała się krawędź lasu oraz wybiegający daleko w morze cypel piasczysty.
Ze ściśniętym sercem zbliżali się do miejsca, gdzie stała chatka; gdyż wił się tam jakiś dym dziwny i czuć było przykrą spaleniznę. Nie przypuszczali jednak, że znajdą, co dostrzegli. Kupa zgorzeliny tlała na miejscu domku, a obok leżały psy, które zerwały się na ich widok, dziko warknęły i uciekły... Na wzgórku opodal przysiadły i zawyły przeciągle. Jednocześnie królewicz zauważył dwa ciała rozpostarte na piasku, tuż koło domu: był to stary rybak i stara rybaczka. Niedaleko od nich leżała wesoła Hania, rozrzuciwszy szeroko włosy i ręce, jak rozrzuca gałęzie powalona siekierą jodełka...