Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czyby nie można dowiedzieć się od Dydki, jak to się stało? Przecież on dotychczas nie był naszym wrogiem i łask tyle od ciebie, ojcze, doświadczył...
— Stary dudek zupełnie widać zmysły postradał! Bredzi ni w pięć ni w dziewięć, bełkoce nazwy gwiazd i płacze!
— Niechby odwołał swoją nieszczęśliwą przepowiednię! Gdyby się w dodatku udało dowieść, że to wszystko wybieg, fałszerstwo... Niepodobna, aby wśród wojska i dworzan nie było ludzi uczciwych, którychby to nie oburzyło!? Poszukamy ich, ojcze! Dobrze?
— Rób, córko, jak uważasz! O ciebie chodzi... Ja i matka starzy jesteśmy... niewiele nam się należy... A zresztą mam już tego dość! Wątpię wszakże, żeby ci się udało... Tatura takim strachem wszystkich przejmuje, że nawet uczciwi nie odważą się na nic!... I nic, nic z tego nie będzie, jeżeli Bączuś nie przywiedzie w porę odsieczy... Ale i tam na kresach ma Tatura napewno swych popleczników, a na przeciwników rozstawił dawno sieci... On swe zamysły pewnie już lata knuje!
— Ojcze, niech ojciec jutro każe sprawić ucztę na dworze!
— Co?... Ucztę? Matka chora, ja ledwie żyję... Jaka uczta? Wszyscy powarzeni i smutni!
— Właśnie dla tego, ojcze! Żeby dodać ducha, żeby było znowu wesoło! Wszak to moje ostatnie dnie dziewczęce! A może... ja też knuję zamysł!... Proszę cię, ojcze, zgódź się! Proszę cię bardzo!
Pochyliła się i objęła Króla w pół ciała, śliczne czoło mu na piersiach oparła.
Król spoglądał na ciemną, przetowłosą jej główkę i uśmiechał się dobrotliwie oraz żałośnie.
— A no, niech będzie, jak chcesz! Ale obiecaj mi, że bez mego przyzwolenia nic nie przedsięweźmiesz!
— Rozumie się, ojcze, przecież tu o nas wszystkich chodzi. Zresztą ja nic sama jeszcze nie wiem. Zobaczę, pomyślę... Może się uda...