Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

całym państwie. Zwrócono uwagę na królewicza, domniemanego następcę Króla. Ale królewicz nie był ani poważany, ani lubiany.
— Dobry, bo dobry... Na gęślikach wcale dobrze grywa! Ludu prostego się nie cura! — mówili obrońcy.
— Cóż kiedy nie ma... głowy! — wzdychali przeciwnicy.
Strażnik Koronny milczał, pokręcał wąsa i wysłuchiwał na pozór obojętnie, co mu dworacy donosili o przyszłym królu.
— Codzień gdzieś znika i z królewskiego stołu resztki jedzenia pod połą unosi!
— Śledzić, pilnie śledzić! — rozkazywał surowo Tatura.
I byliby pewnie królewicza wyśledzili, gdyby go nie ostrzegła królewna. Dowiedziała się od swej panny przybocznej a córki młodszego Tatury, że coś przeciwko królewiczowi knują, i, wypatrzywszy odpowiednią chwilę, zatrzymała brata w ciasnym przejściu zamkowym, gdzie nikt ich nie mógł podsłuchać.
— Strzeż się! Mają cię na oku... Znikasz gdzieś codzień... Podejrzewają, że masz stosunki nazewnątrz?... Jeżeli to prawda, to powiedz mi, ach, powiedz! Co to są za ludzie i czego chcą od ciebie i gdzie się z niemi widujesz? Ja cię nie zdradzę, ale takbym się chciała dowiedzieć prawdy... całej prawdy...
— Ależ nie, siostrzyczko! To wcale nie nazewnątrz... To ogrodniczek, którego więżą w lochu... On bardzo biedny... Noszę mu okruchy... Ty go pamiętasz, tego ogrodniczka, co to wykradł się na wojnę z gracą, na osiełku... on o ciebie zawsze się pyta...
Królewna zmarszczyła brwi sobole.
— Aha, więc to ogrodniczek? W takim razie poco się kryjesz? Nie, nie pójdę do niego... ale powiem ojcu, żeby go kazał puścić!
— Broń Boże!... Prosił, żeby o nim nic nie mówić, żeby go nie wspominać, bo jak go sobie Tatura przypomni, to go jeszcze ściąć każe... Ale prosił, żeby mu dostarczyć jaką broń starą, to on sam dziurę w murze wyłamie..
— To mi się podoba! Lecz nic z tego nie będzie: mury grube! —