Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się pułki i szły równo, błyskając orężem i szumiąc głosami jak żywa powódź. Dojrzałe zboża, deptane nogami ludzi i koni, chyliły się przed niemi pokornie. Nieprzyjaciel ściągał pośpiesznie swoje zagony i cofał się. Dopiero pod wieczór zamajaczyła w oddali nizka, równa jak wał linja wojsk nieprzyjacielskich. Po długiej naradzie z hetmanami i wojewodami postanowił Król bitwę odłożyć do rana i kazał się wojsku na miejscu okopać.
Ale nieprzyjaciel nie czekał. Pod osłoną ciemności tłumy rudobrodych barbarzyńców podkradły się pod obóz królewski, cicho sprzątnęły straże i wdarły się z wrzawą okropną na okopy, rzucając przed siebie chmury strzał i smolne kule płonące, aby oświetlić sobie cel dla pocisków. Z wielkim trudem udało się Królowi i wojewodom powstrzymać popłoch i w zamieszaniu bezładnej bitwy sprawić szyki. Wojsko uratował rycerz Czarny, który rzucił się z garstką swoich na oblegających, sam zginął, ale ich przełamał i wstrzymał. Tymczasem Król kazał zapalić na wysokich tykach przygotowane wiechy smolne i oświetlił w ten sposób plac boju. W krwawym blasku ogni szła dalej rzeź bezładna. Rycerstwo nie mogło użyć koni i kopji, aby nie pognieść i nie poranić swoich. Procarze i łucznicy z obu stron porzucili bezużyteczne łuki i schwycili się z wrogiem za bary i gardła. Więcej teraz znaczyła siła pięści niż sztuka. A że barbarzyńców było więcej, rychło spostrzegł Król, że wojsko jego chwieje się i że niebawem ulegnie. Na domiar smolne wiechy gasnąć zaczęły i wywracały się, potrącane w boju. A choć Król kazał nowe zapalać, rychło nad wyjącym, kotłującym się, szczękającym orężem ludzkim rozlewiskiem zapanował krwawy półzmrok. Nagle z tej krwawej mgły pośrodku bojowiska wyłoniła się olbrzymia postać rudobrodego jeźdźca, w złotej na szyszaku koronie, który, tnąc oburącz wielkim mieczem, przedzierał się przez gąszcze walczących ku Królowi.
— Władca Wschodu i Zachodu!... Zginęliśmy!... — krzyknęli rycerze.
— Za mną!... — krzyknął Król, podwiązując drżącemi rękami brodę na bój śmiertelny.