Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
310
DZIECI.

Jakuccy ojcowie nie są bardzo czuli dla nowonarodzonych; w pierwszych miesiącach tylko matki zwracają na nich uwagę, wąchają, całują ich i pieszczą z wielką namiętnością. Nadają im pieszczotliwe przezwiska w rodzaju: maleństwo (aczczigijkan), iskierka (kutai), zuch (kudeja), „tjun“ zdrobniałe „dogorum“ mój przyjaciel, „byraktan“ (przekręcone baraksan — biedaczek), mój ptaszek (cziczachim), sapadło, dyszek (sjurdiakan), „buczij — baczij“ (?...), oraz inne mało zrozumiałe wyrazy, zwykle zapożyczone z dziecięcego słownika. „Gdy bardzo kochają, to zamiast „moje dziecię“ (ogom), mówią „yng eim“. „Co to znaczy, nie wiem, ale to niby kochają, niby wymyślają“... objaśniała mię doświadczona matka (Nam. uł., 1892 r.). Mężczyźni — ojcowie prawie nie biorą niewowląt na ręce. Szczególniej młodzi brzydzą się i wstydzą. Tylko później, gdy dziecię zaczyna siedzieć, rusza się i zdradza błyski świadomości, ojcowie okazują pewne zaciekawienie, biorą je na kolana, mówią do nich i bawią się z niemi. Ale starzy, doświadczeni ojcowie odrazu przywiązują się do dziecięcia, często bardzo namiętnie. Słyszałem nieraz spory rodziców, kto z nich ma położyć na noc koło siebie „balczyr“. „Balczyr“ nazywają jakuci dziecię, które zaczyna siedzieć, co zdarza się w trzecim zwykle miesiącu. Niegdyś w tej porze dziecko dostawało pierwsze imię, drugie imię dawano chłopcu, kiedy „był w stanie naciągnąć łuk“ (Nam. uł., 1891 r.). Półroczne dziecię już pełza, a około roku zaczyna stać i chodzić. Skoro tylko zaczyna samodzielnie podróżować, spuszczają je na podłogę i podwiązują mu króciuchną koszulkę w węzeł na plecach. U biednych pełza ono całymi dniami, nawet w zimie, po zimnej podłodze w kusym kaftaniczku z cielęcej skóry. Na nóżki wkładają mu czasami małe skórzane pończoszki. Pełzające dziecię samo już obowiązane jest troszczyć się o swe przyjemności, musi szukać wrażeń, zabawek i po części... pokarmu. Podnosi więc z ziemi i kładzie do ust rozmaite pożywne i niepożywne okruchy, gryzie węgle, łyka skrawki skóry, kamyki, gwoździe... czego zresztą nie łyka! Od tych przysmaków często dostaje wymiotów, za co przestraszona matka nieraz dobrze je wytrzepie. Zawiera przyjacielskie i blizkie stosunki z psami, które nadzwyczaj chętnie oblizują jego twarzyczkę, rączki i ciałko, pokryte lepkim tłuszczem. Ogromnie lubi kota, wszędzie go ściga, lecz nadaremnie, gdyż koty stale unikają jakutów w tym wieku. Po nad wszystko jednak góruje w dziecku jakuckiem upodobanie do ognia. W zimie nie wychodzi ono prawie wcale z koła ciepła i światła padającego z komina. Oparte rączkami o nizką podstawę ogniska, po całych godzinach wpatruje się w czerwone i złote wężyki, biegnące z sykiem wzdłuż płonących głowni, naśladuje trzask ognia, skwierczenie żywicy, więc pluje, syczy i huka. Blask ognia był napewno pierwszem wrażeniem jakie wpadło do czarnych jego źrenic. Ztąd może ta niezwykła cześć wrodzona i upodobanie do ognia, ztąd głęboka wiara, że dziecię rozumie głos jego, narówni z mową zwierząt, ptaków, wiatru i duchów nim nauczy się mowy ludzkiej, a potem