Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nigdy nie byłem żadnym nacjonalistą. Zresztą wy wiecie, doktór, że socjaldemokracja tem się nie zajmuje. Albo co?...
— Przysłano z miasta cukru, herbaty, sucharów, bielizny dla podziału... między Polakami. Czy weźmiecie udział?...
— To co innego. Te komitety więzienne, ja wiem, to są bezpartyjne, i one przysłały dla wszystkich tych, co przyszli z... Polski, a to co innego.
— Nie; nam powiedziano: dla ostatniej partji Polaków!... — zauważył z naciskiem doktór.
— I wy będziecie dostawali swoją część ofiar od es-decji, bo oni mają swój osobny komitet. Ja wiem, bo oni chcieli, żebym i ja do nich przeszedł i mówili mi... — bąknął chmurnie Wickiewicz.
— To co innego, to was nic nie obchodzi, czy ja tam będę brał, czy nie. Grunt, że posyłka przyszła od komitetu bezpartyjnego dla wszystkich wysłanych z Polski... — zakończył Butterlbrot z irytacją po rusku.
— ...dla ostatniej partji Polaków... — poprawił doktór.
— To wszystko jedno. My tu znamy albo socjalistów, albo burżujów z Polski oraz innych części Rosji; innych nie znamy. Ja nie mogę się zrzec moich praw; tam może są pieniądze i od sympatyków es-de... Ja nie mogę z zasady ustąpić, ja odwołam się do sądu całej kamery!... —