Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dowidzenia!... Bardzo żałuję, ale nie mogę!
Odeszła, nie rzekłszy ani słowa.
Gdy opowiedziała pani Dowgiełłowej, co zaszło, na twarzy staruszki odbiło się zakłopotanie i nawet pewien lęk.
— Pani mi nie mówiła, że on socjalista!...
— Bo on jest polskim żołnierzem teraz!... Czyż to nie dosyć?! — oburzyła się Nawrocka.
— W takim razie nie wiem, do kogo? W takim razie chyba do Oskierki... Ale tam nie można mówić, że to na ucieczkę, tam należy prosić wprost o pomoc dla wygnańców. Czasem daje i dużo... Paręset rubli!... Dostanę dla pani w tym duchu list od naszego proboszcza... Poczciwy księżulek da na pewno, da! Nawet nie zapyta o panią; wszystkim daje polecenia, kto poprosi!
Z sercem wątpiącem i zbolałem, z listem proboszcza wsunęła się nazajutrz Nawrocka do wspaniałego przedpokoju bogacza Oskierki.
Przyjął ją wyfrakowany lokaj, bilet i list odebrał i na srebrnej tacy odniósł w głąb mieszkama. Dość długo czekała Nawrocka w poczekalni, zanim wezwano ją dalej. Tu spotkał ją jegomość już siwy w czarnym kożuszku z jastrzębim nosem i sumiastemi wąsami.
— Pan Oskierko jest bardzo zajęty, więc nie chcąc panią zbyt długo zatrzymywać, przy-