Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nad wielką sklepioną bramą okutą blachą i żelaznemi sztabami widniał napis dużemi złotemi literami: „Centralne Irkuckie Więzienie“. Na rogach stały budki pasiaste, a tuż pod ścianami chodziły straże wojskowe. Zdawało się na pierwszy rzut oka, że oprócz tej mocno zamkniętej i strzeżonej bramy niema innego wejścia do kamiennego kolosu, lecz gdy Nawrocka, okrążając zdaleka więzienie, znalazła się po drugiej jego stronie, zauważyła tuż za węgłem bramę mniejszą, otwartą, przez którą widać było nieduże podwórze i naprzeciw ganeczek ze schodkami, wiodący przez oszklone drzwi do jakiegoś eleganckiego mieszkania. Właśnie wychodził stamtąd i siadał do czekającego powoziku gruby pan w mundurze straży więziennej, w którym odgadła naczelnika więzienia.
— Acha!... Trzeba tam postarać się dostać!... — pomyślała i obeszła dalej więzienie ostrożnie i w pewnej odległości.
Nigdzie nic nie znalazła godnego uwagi. Sześcian więzienny był zwartą bryłą cegły i żelaza.
Zatoczywszy koło i wypocząwszy chwilkę za węgłem najbliższego od więzienia domku, skąd rozpoczęła wywiady, zebrała się na odwagę i poszła wydeptaną wśród gliniastego placu ścieżynką wprost do małej bramy. Zauważyła, że stamtąd wyszła służąca z koszyczkiem i jakiś mężczyzna z workiem i że chodząca wzdłuż ściany warta nie broni im tego. Zbliżyła się sama do bramy i żołnierz jej również nic nie