Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głupstw, po drugie te osobniaki mają doskonałą komunikację z miastem...
— I my będziem ją mieli!...
— Ale nie macie!...
— To się zrobi, to się zrobi!...
— A ja już zrobiłem.
— Doskonale. Cóż napisałeś?
— Wszystko opisałem i prosiłem w imieniu całego ogółu, jako były starosta, o pomoc, o pieniądze, rzeczy, cukier, herbatę, no i o uzyskanie ulg...
— Chwat jesteś. Masz tam jaką osobę?...
— Mam.
— I adres masz?
— I adres mam.
— Wybornie... Pozostaje tylko cierpliwie czekać...
— I wąchać!... — dodał Wujcio, zwracając nos w stronę stojącego przy drzwiach kubła.
— I tak zostanie do końca żywota waszego, albowiem... błogosławieni są trzeźwi i cisi!... — szepnął zgryźliwie Dobronrawow.
— Życie więzienne, nużące, jednostajne, ciężkie i szare, gdzie toczy się walka o kruszyny potrzeb i o atomy praw, które jednak dla nas często mają znaczenie niezmiernie doniosłe, są kwestją naszego bytu, ma wiele podobieństwa z życiem ludu pracującego... — filozofował Awdiejenko.