Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W takim razie, kiedy sobie pani życzy? Może pani mną rozporządzać!... Mam czas... Jestem też wygnańcem i nie mam zajęcia.
— Panie Biełych, wszak obiecał pan dziś zawiesić mi obraz!... — wmięszała się do rozmowy Strumińska.
Uprowadziła go z sobą, a Nawrocka schroniła się natychmiast do pokoiku Tutolminej.
— O, od niego trudno się odczepić!... On tu do nas niedługo zastuka!... — roześmiała się Rosjanka.
— Czy nie można mu wytłumaczyć, że jestem bardzo zmęczona!...
— Zacznie wtedy obiecywać, że wszystko zrobi za panią!... Trzeba go poprostu wypędzić i ja to zrobię z przyjemnością!
— Istotnie mam interesa, które sama muszę załatwić!...
— Rozumiem. Niech pani idzie, ale niech pani stara się minąć niepostrzeżenie okna pani Strumińskiej, bo panią zobaczy i pobiegnie za panią! Nic nie pomogą prośby i wykręty! Jako towarzysz, uważa, że jest wolny od wszelkich względów towarzyskich.
Nawrocka potrząsnęła przecząco głową i długą szpilką przypięła swój skromny kapelusik.
Przeszła spokojnie, nie kryjąc się mimo niebezpiecznych okien i choć dostrzegła za szybami obróconą ku sobie twarz Biełycha, nikt jej nie ścigał. Widocznie pani Strumińska znalazła