Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie, nie!... Złapią cię, zabiją!... Bój się Boga, nie rób tego... Już siedź, wycierp całą karę...
— Za długo, matuchno!... Pięć lat... A mogą jeszcze dodać...
— Już ty siedź cicho, już ty swoje zrobiłeś... Niech inni teraz... Tylko się nie ożeń z moskiewką, nie zgub duszy swojej, dziecko moje...
— Dobrze matuchno. już dobrze — odpowiadał łagodnie. — Wrócę taki jak jestem! Będę pisał do ciebie z drogi i z miejsca zaraz, jak tylko będzie można.
— Pisz, pisz... Codzień pisz... Pamiętaj synu, że dusza moja z tobą będzie... pamiętaj!... więc jak przyjdzie list od ciebie, to ona jakby wróci do mnie!...
— Ty, stara, oddaj coś przyniosła i już idź, bo ich wszystkich zaraz popędzą! — zwrócił się do niej podoficer po polsku.
Więc znowu przypadła synowi do piersi, tuliła go do siebie rękami, a on, nie mogąc jej objąć, chylił się jeno niezgrabnie do nóg kochanych i tłukł okowami o ziemię.
Rozłączono ich wreszcie i Gawarowa, zataczając się, odeszła ku bramie, gdzie już czekał na nią, pilnie przyglądając się zdala całej scenie, podobny do buldoga dozorca.
Do Gawara podszedł tymczasem dawny jego z łańcucha towarzysz i spytał znacząco:
— Co? List doszedł?