Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słowem, wszystko pozostanie po staremu... Dał słowo oficerskie... Pewny jestem, że dotrzyma. Co do gwarancji, to... zawsze przecie możemy barkę podpalić!
— Racja!...
Wojnart spojrzał na mówiących z pod oka, ale przemilczał.
— Żadnych śledztw, poszukiwań winowajców? — dopytywał się Gołowin.
— Ależ żadnych!... Obustronne zapomnienie uraz, serdeczna zgoda... Wydał mi się nawet szczerze wzruszonym, tłumaczył się, że się uniósł, jak się to zdarza Rosjaninowi, ale przecie nie jest „zwierzem“. Prosił tylko, aby zrobić to dla niego i wyznaczyć na starostę, jeżeli można, mnie, albo Dobronrawowa, gdyż uważa nas za ludzi... z duszą, z którymi mu się najłatwiej porozumieć!... No i prosi, żeby przysłać nas do niego niedługo dla przypieczętowania ostatecznie zgody!... — opowiadał żartobliwie Wujcio, schodząc ostrożnie po przystawionych schódkach.
Ledwie zszedł, gdy uwolniony żołnierz porwał zwrócony sobie karabin i skoczył na schody. Przybyłych obstąpili więźniowie i rozpoczęły się ponownie narady. Tym razem nie trwały jednak długo; „Sinhedrjon“, poparty przez Butterbrota, Odesskiego, Finkelbauma, Puritza, Litauera, Glaukera, Warszawskiego, Szwantzmuttera i innych przeprowadził uchwałę, że na proponowanych warunkach pokój zo-