Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W takim razie pan powinien rozumieć... żydow!
— Nie, gdyż żydzi... nie szukają... ojczyzny, jedynego miejsca, gdzie tę zależność słodzi miłość całości...
— To nieprawda, pan się myli! Przeciwnie: cechą żydów jest, że wiecznie szukają, tęsknią i łakną ojczyzny!... — odparła gorąco.
Podniosła oczy i znowu obrzuciła ciekawem spojrzeniem energiczną twarz mężczyzny, który nie na nią patrzał teraz, lecz szukał czegoś w mglistym kadłubie parowca.
— Karol, umierając, mówił mi... — ciągnęła cichym głosem — że spokojnie idzie na śmierć, gdyż przez nią kupuje dla syna naszego prawo do ojczyzny...
— Ojczyzny nie można ani zdobyć, ani kupić... Ojczyznę się ma; z nią się przychodzi na świat, ją się czuje życie całe w każdej kropli krwi, w każdem pomyśleniu, w każdym swoim ruchu, w każdej pracy i działaniu, w miłości, w bólu i rozpaczy, w szczęściu i nieszczęściu... Ona jest przyrodzona, ona żyje w nas, a my w niej pogrążeni, jak w powietrzu... Większość, często nie ma jej świadomości i dopiero boleść jej utraty, mówi im, czem ona jest... Skąd pani wie, że syn pani będzie tak myślał a głównie tak czuł jak Kar... jak pani?... — poprawił się szybko. — Przykłady z życia nie usprawiedliwiają tej pewności... Widziałem zagranicą żydów, którzy już w drugiem pokoleniu zmieniali