Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, ale zawsze... klęska egipska!... Zepsułby nastrój!...
— Nastrój zależy przedewszystkiem od wewnętrznej zawartości człowieka... Zachowaj tam dla mnie krzynkę, bracie mój!...
Gdy ustał ruch, wywołany rozlewaniem zupy z wielkiego, przyniesionego przez dyżurnych kotła i Butterbrot usiadł wreszcie w kąciku z łyżką i pełną blaszanką, zdziwił się i oburzył niezmiernie, dostrzegłszy w przeciwnym kącie kajuty kupkę „tytanów“, którzy zupełnie jawnie pili wódkę i nawet śpiewali półgłosem:

Z Port — Artura
Jede fura,
Na niej sede
Ka — mi — mu — ra.

W pierwszej chwili, chciał podejść i zapytać, skąd dostali trunku i jakiem prawem go piją, ale pomyślał, wstrzymał się i zamruczał tylko:
— Zgubią nas, zgubią podlecy!... A ci reszta... nic!... Nic a nic!
Obrażony na wszystkich, wyjął notes i, udając, że robi rachunki, nie odpowiadał nawet na pytania Odesskiego...
— Nu, czy ty widzisz, co oni robią!?... Tam nawet jest nasz żyd Finkelbaum! Poco ten parch do nich chodzi!... Co to jest?... Przecież to na pewno za nasze pieniądze!... Ty im nic nie powiesz Butterbrot?... Jaki ty starosta?... Nu??