Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Coś zrobił, nieszczęsny!...
— Bij!... — ryknął Orłów, pochylając głowę i wyciągając pięści.
Na szczęście Wojnart, Gawar, kilku nie biorących udziału w pijatyce Polaków oraz Rosjan rozdzieliło przeciwników.
Wszczęła się kłótnia, z trudem uśmierzona spokojną postawą i przemową Gołowina. Orłowa zabrano do sąsiedniego wagonu, gdzie właściwie zasiadał „Klub tytanów“.
— Otrząsam proch z moich pedałów ...sa... sandałów... chciałem powiedzieć! Zresztą wszystko jedno, gdyż opuszczam was na zawsze, nędzni pigmeje!... — deklamował uprowadzany poeta.