Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nawet więcej jak przypuszczałem! — odszepnął cicho Butterbrot.
— Może jaka szacherka! Jaki mały niedobór! Ha, ha!... To byłby „fein“! Ten, ten psi syn, ten ganef, który mówi, że my jesteśmy narodem wyzyskiwaczy, gdyby się sam okazał... On się napewno okaże! Co? Zobaczymy!... Co!
— Nie wiem „co“, ale już ja go z oka nie spuszczę! Ja go znam, on „sztuka“, on był kiedyś w pe-pe-es, udawał klasowca. Wszyscy oni tam tacy w pe-pe-es!... — szeptał Butterbrot z zawziętością.