Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hałasowano nietylko w grupie polskiej, wrzało również wśród Rusinów; kolo Odesskiego zgromadzili się Żydzi, do których po niejakim czasie podszedł „sam“ Butterbrot, słuchał chwilę, a potem powiedział stanowczo:
— To są wszystko nacjonalizmy, idee burżuazyjne zarówno u Polaków, jak u Rusinów i nawet u was — Żydów, Można je rozwiązać, jedynie stojąc na klasowem i państwowem stanowisku!...
— Właśnie dlatego my też chcemy mieć państwo!... — odparł Odesskij.
— Gdzie? W Palestynie! Utopja!... Czy to naród jest jarmułką, żeby go przenosić z miejsca na miejsce?!...
— Czy w Palestynie, czy gdzieindziej, to nie ma znaczenia!... Tam gdzie jest nas najwięcej, tam będzie się budować nasze państwo!... Co, nie?... A może wy chcecie, żebyśmy je budowali tam, gdzie nas wcale niema, co?...
— Ja wcale żadnego państwa budować nie chcę, ja jestem socjalista!...
— Ja też jestem socjalista...
— Nu, nie bardzo. Wy wiecie jak was nazywają: was nazywają „socjal-parcby“!
Odesskij zbielał z gniewu, jego sowie oczy stały się jeszcze okrąglejsze, a Butterbrot, korzystając z chwilowego milczenia, odszedł, wydąwszy usta.
— Kto nas tak nazywa!? — wrzasnął wreszcie Odesskij.