Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

człowiek, umierający z głodu ma czas na czytanie? Kłamstwo i oszustwo!... Cała inteligencja nie dla ludzi pracuje, a dla wyzyskiwaczy. A jakie ceny biorą? Dzień cały charować muszę, żeby rubla zarobić, a taki gryzipiórek w godzinę nasmaruje artykuł i dwadzieścia pięć rubli pewniutkie — mniej nie weźmie!... Czy to słuszne?... Że on więcej umie niż ja historjów i mitologijów, to co!?... Zato on butów szyć nie umie... Nie my od nich, ale oni od nas biorą, burżuje, pijawki!... Albo tu, co się dzieje: oni kiełbasy, bułki pszenne, czekolady, a my co?... Każdy z nich ma pieniądze, każdemu posyłają, ale robotnikowi, co najwięcej ucierpiał, nic... nikt.
— Pomoc więzienna posyła przecież wszystkim... Czerwony Krzyż rewolucyjny... — wtrącił nieśmiało słuchacz.
— Pomoc więzienna?... Czerwony Krzyż rewolucyjny!... A no, słyszałem... A czy wiadomo komu, ile oni pieniędzy zbierają?... Toć to z całej Rosji płyną ofiary, miljony, a gdzie one są!... Kto ich widział?!
— To prawda, ja sam wiem, że dużo dają, wszyscy dają! — potwierdzał cicho Finkelbaum, przysiadając się do rozmawiających.
— Nie gadajcie głupstw!... Komitety działają pod surową kontrolą partyjną... — ozwał się z pryczy głęboki głos basowy.
— Owa!... Wielka mi kontrola: kruk krukowi oka nie wykole, inteligent inteligenta nie