Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Doktór śmiał się.

— Przesadzasz, przyjacielu! Zapewne, żeśmy nieoględnie postąpili, zgodziwszy się na udział w ekspedycji, ale skoro uczyniliśmy to, musimy cierpliwie i spokojnie znosić następstwa!... Oczywiście iż baron nie jest orłem, ale...

Wachlarz skromności

— Nie orłem? Mój Boże! Więc to ja niby żądam orlich od barona przymiotów?! Ależ świat byłoby... tyle tylko oleju w głowie, ile go ma mały szczygieł! Ale my wolimy mieć w sobie dużo... powietrza, okazałe pozory pełnego balonu! Daj kurze grzędę, ona — wyżej siędę... O to właśnie chodzi! — oburzał się topograf.
— Przestań, proszę cię! — odpowiedział łagodnie doktór i wskazał na zbliżającego się Brzeskiego. — Pomyślmy lepiej, jak zło naprawić!
Doktór lubił rolę pojednawcy, więc oczywiście bronił barona. Pod koniec wszakże, jak zawsze, ustąpił i zgodził się na kupno do spółki z topografem i Brzeskim konia luzaka i ładunku furażu.
— Bo koń tam znaczy często tyle co życie! Każdy Mongoł ci powie po ludzku: „Kochaj konia więcej niż bliźniego swego i pożądaj go goręcej niż żony jego“ — pouczał topograf towarzyszów wesoło.
Rozumie się, że fotograf doniósł natychmiast baronowi o tym postępku trzech sprzymierzeńców. Baron wziął to