Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tłum otoczył ciekawym kołem Brzeskiego i śledził z przejęciem najdrobniejszy szczegół jego mycia się.

Tymczasem zbudzili się pozostali uczestnicy wyprawy. Wybiegł Dor z namiotu naczelnika i jął latać po obozowisku, wzbudzając swemi porywczemi ruchami śmiech i przerażenie Mongołów.

Jurta

Wyszedł doktór z przyborami rysunkowemi i zaczął szkicować obrazek. Natychmiast otoczył go tłum koczowników; niektórzy zabiegali z przodu i zasłaniali mu widok, starając się zobaczyć, co robi jego ołówek. Ale była to owcza ciekawość, gdyż żaden z nich nie wiedział, o co chodzi, i nie poznawał rysunku. Fotograf też zamierzył coś sfotografować i wołał, Brzeskiego. Zanim jednak ustawił swój aparat, rozwiązał pudła, trójnóg i inne potrzeby, dano znak do wyruszenia i projekty spełzły na niczym.
Słońce wschodziło z za chmur, dziergając je suto w złoto, szkarłat i barwy tęczowe. Poza karawaną na północy kłębiły się, czepiając stoków gór, ciemne, poszarpane obłoki, a przed karawaną otwierały się jasne, słoneczne błękity i rozpościerała nieprzejrzana biała równina.