Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co?... nie mówiłem!... Niech djabli wezmą wszystkich Sasów, Gotów i Koburgów! — ryknął topograf. — Zobaczysz, że wrócimy, nie spojrzawszy na chińską granicę!
— Jakżeś się z tyłu znalazł? — spytał doktór służącego.
— Zbłądziliśmy! — odpowiedział niechętnie. — Na inną zwróciliśmy drogę...
W kilku wyrazach wyłuszczył całą przygodę. Gdy spostrzegli się i zwrócili na gościniec, konie zlękły się leżącego pośrodku drogi przedmiotu i rzuciły w bok. Naczelnik kazał przekonać się, co to takiego, i okazało się, że to skrzynka ze srebrem sztabowym, przeznaczonym na wydatki ekspedycji w Chinach.
— Dwanaście pudów srebra leży sobie na stepie! Gdyby kto znalazł, toby się obłowił!... — z pewnym żalem zauważył Szymon.
— Boże, miej nas nietylko dziś, ale zawsze w swojej opiece! — mruknął topograf.
Rozpalono przy drodze ognisko i z pochodniami szukano po całej drodze rozsypanego srebra, gdyż pudło, nim przełamało dno w wozie, pękło i część srebra wysypała się długim strumieniem. Nadjechał baron i, zasiadszy z psem u nóg przy ognisku, czekał na rezultat poszukiwań.
— Usnęliście, panowie, czy co... u licha! — wyrzucał doktorowi. — Trzeba uważać, przecież to cała nasza gotówka...
Doktór wykręcał się monosylabami.
— Hę! Trzeba będzie obmyślić inne opakowanie!... Czy nie lepiej będzie rozdzielić na kilka części i zaszyć w skórzane woreczki?