Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Baron w zamyśleniu popieścił dłonią koniec swej przyciętej brody.
— To nic. Niech się pan przez te kilka dni wprawi. Ekspedycja może składać się tylko z pożytecznych członków. Zostanie pan... pomocnikiem fotografa!
— Pomocnikiem fotografa?! — powtórzył ze zdziwieniem Brzeski. — A czy... będę mógł polować?
Baron pomyślał chwilkę.
— O tyle, o ile to nie będzie wstrzymywało ogólnego pochodu! — odrzekł poważnie, powstał i kiwnął głową.
— Sługa panu wskaże... — dodał, gdy chłopak już do drzwi się zwrócił.
W sionce Brzeski zatrzymał się, aby się trochę uspokoić. Miał przykre uczucie, że przedstawił się jak ostatni osieł. O nic się nie rozpytał, nie umówił. Nawet się nie dowiedział, na czyj koszt pojedzie „jako pożyteczny członek ekspedycji!“ Nie spytał i nie wiedział, czy baron odebrał pieniądze, wysłane dla niego przez wuja!... Z gniewem myślał o sobie, a z rozrzewnieniem o dobroci i rozumie barona.
„Brał mnie na próbę z buldogiem... alem nic nie pokazał...“
Przypominał sobie, jak się baron namyślał, jak mówił wolno a stanowczo, jak wodził palcem po mapie.
„To musi być bardzo niezwykły człowiek“ — rozważał.
Ale wszystkie myśli dobre i złe tłumiła uciecha, że jest przyjęty... A więc ujrzy Chiny, zaczarowany kraj, gdzie mężczyźni noszą warkocze i spódnice, kraj kobiet o skośnych oczach i drobnych nóżkach, kraj ceremonji dziwacznych i dziwacznych obyczajów, kraj gdzie kwitnie herbata, gdzie robią słynne filiżanki, gdzie palą opjum i w czasie zaćmienia strzelają do słońca... Z radości go-