Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie topograf. — Gdybym był młodszy i lepszy, teżbym nie pojechał. Bądź-co-bądź, zapraszamy go, aby wysługiwał się „Schafskopfom“, które go chciały powiesić. I w imię czego taka ofiara? w imię czego? Wszystko to psu na budę się nie zdało! Bystre masz oko, młodzieńcze! Jestem z ciebie zadowolony. Odrazu dostrzegłeś, że z każdej jaszczurki doktora wygląda... snob, że na każdym moim „rumbie“ stoi osieł! Ale co począć, skoro ja nie znam nic oprócz kształtów i wyobrażeń ziemi, a doktór ponad wszystko ukochał rozmaite płazy i gady! Zresztą... Alles Wurst und Pomade. Więc pomimo wszystko odwiedź nas, kochanie... Za kilka dni wyjeżdżamy! A teraz, gdyby tak her-ba-czen-ca... A co? Wszak powiedziałem wcale dobrze po chińsku?! Przyznać należy, iż zamieszkałeś daleko, panie Brzeski, i zmachaliśmy się, idąc piechotą, gruntownie... Nie piechotą gruntownie, ale... idąc gruntownie, to jest po błotnistym gruncie... Doktorze, uważasz: bajeczny kalambur! Muszę go sobie zapisać.
Topograf, gdy wpadł w swój żartobliwy, trochę wymuszony ton, mógł gadać bez końca.
— Bajesz! — wstrzymywał go doktór.
— Zazdrość ci? Niech sobie pobaję. Jedyna w życiu pociecha... — bronił się olbrzym.
Brzeski ruszył ku drzwiom. W samą porę zjawił się w nich „Władca Wrót Zachodnich“ i powitał znanych mu z ambasady gości uroczystym:
— Bo-na-jou-ra!
Za nim wszedł Czżan z imbrykiem i filiżankami na tacy.
— Co za pysz-na sta-ra wiech-cia! Cin! Cin! Cin! —