Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więcej panu powiem: baron kazał panu powiedzieć... — zaczął doktór.
Młodzieniec pośpiesznie potrząsnął głową.
— Dla czego? Niech pan posłucha do końca...
— Niechże panowie wejdą do mieszkania... — przerwał Brzeski i po pewnym wahaniu zaprowadził ich do swojej izby.
— Myślałem, że mieszka pan razem z Siań-szenem — rzekł topograf, siadając na krześle i rozglądając się po zaniedbanym, zakurzonym pokoju.
— Właśnie!... Ale... tu sypiam.
Brzeski z przykrością poczuł, że rumieni się bez żadnego powodu.
— Hm!... hę!... Mieszkaj, gdzie chcesz, ale strzeż się... zakochania! — mruczał topograf, rozglądając się w dalszym ciągu.
— Otóż baron bardzo się zmienił... — ciągnął doktór.
— Barona e mobila! Ale co ważniejsza, że sam pojedzie do Szan-chaju morzem, a nas z doktorem puści lądem... — wtrącił topograf.
— Pozwolił mi zaproponować panu, abyś przyłączył się do ekspedycji w charakterze... mego pomocnika! — zakończył doktór tryumfująco.
Brzeski znów potrząsnął głową.
— Wuj!...
— Puść pan w trąbę wuja! Wszystko w trąbę puść... Niech w powietrzu buja, co nie może róść... Nie zapuścisz korzeni w Chinach, o nie!... Nie łudź się... Albo jeszcze gorzej... zakochasz się w córce gospodarza... Widzieliśmy ją mimochodem... Ożenisz się i zostaniesz Chińczykiem... Wtedy nikt cię więcej nie zobaczy, nawet wuj!...