Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

samym siewem. Aleksander postanowił zrobić na pierwszy raz, jak krajowcy. Zaorał kawał roli najbliższy swej jurty, na wzgórku, gdzie były ślady starej uprawy. Ziemia zdawała się dobra i dość pulchna. Obecność niektórych roślin była dowodem jej urodzajności. Aleksander marzył zająć z czasem całe wzgórze, gdzie było ze cztery dziesięciny ziemi gliniastej, ale na ten raz za mało miał czasu i ziarna, więc poprzestał na kilkuset sążniach. Dzień jeden poczekał, aby rola obeschła i wziął się do siewu.
Lody na rzece ruszyły już z trzaskiem — szły na północ, druzgocąc się i piętrząc. Po dolinie, to ozłoconej słońcem, to ocienionej chmurami, rozlegał się huk pękających kier, hulał wietrzyk, przelatywały wrzaskliwe stada wędrownego ptactwa. Co chwila dźwięczało w powietrzu gęganie gęsi, krzyki mew, głosy żurawi. Ogromne pułki kaczek przelatywały w milczeniu, szumiąc tylko skrzydłami, jak mgliste obrazy płynęły pary łabędzi ciche i spokojne. Na łąkach, na błotach, na jeziorach śpiewały, nawoływały się świstem, gdakaniem chóry kulików, pływek i drobnych kaczek. Na suchych, wysokich tokowiskach wyprawiały harce polne koguty; w borze kukała kukułka.
Aleksander ostrożnie usypał ziarna z worka, który postawił na brzegu roli. Był wzruszony, ręce mu drżały. Spojrzał w niebo, chciał się przeżegnać i machinalnie zdjął czapkę. Zaczynał więc nowe życie! Dobre, czy złe, zawsze ono miało być inne.