Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Julio, powiedz, czego ci trzeba, ja przetłómaczę.
— Nie śpisz już? Nie kazałam cię budzić, zmęczony jesteś. Powiadają, żeś usnął w ubraniu.
— Jakże się czujesz?
— Lepiej, mój drogi. Mówią, że dzień piękny; zawsze wtedy mam się lepiej. Powiedz gosposi, proszę, aby poszukała w rzeczach rondelka z pokrywką i ugotowała w nim mleka. Chcę cię ugościć kakao, dawno pewnie nie piłeś... Sama z przyjemnością wypiję filiżankę... Będzie uczta — roześmiała się. — Czuję się dziś tak dobrze!... Dzień, dwa, a ruszymy w drogę.
Istotnie, do samego wieczora nie było zmiany w stanie chorej. Otucha wstąpiła w serce Aleksandra. Odważył się nawet wyjechać po wino do miejscowego protojereja. Wina nie dostał, bo go nie było, ale napisał list do towarzysza i dowiedział się, że oczekują „zasiedatiela“, z którym może i doktor przyjedzie obejrzeć ciała Tatarów-osiedleńców, którzy w tajemniczy sposób — wraz z domem spalili się w jego noslegu[1].

— Zanocuj pan. Koń wypocznie... A będzie zamieć, wierzaj mi; ja, stary człowiek, znam się na

  1. Nosleg — jednostka jakuckiego samorządu, odpowiadająca gminie włościańskiej. Jakuckie osady nie tworzą wsi, ale oddzielne kolonie, rozrzucone częstokroć na olbrzymiej przestrzeni. Są gminy rozległości naszych powiatów, nawet guberni.