Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prosiłem ja nieszczęść z górnego miejsca, żądałem nieszczęść z pod ziemi, szukałem przygód pośrodku — przyszły! Gdy umrę, złóżcie kości moje na przylądku o dziewięciu stopniach, gdzie siadają wędrowne gęsi; postawcie nagrobek błyszczący, wyświećcie krzyż! Od zachodu pokryjcie go miedzią, od południa srebrem, a na wschodzie upiększcie go drobnymi wzorami! Tej nocy, kiedy śnieg spadnie młodemu renowi po kolana, idź żono, zmieć śnieg. Z piszczeli moich dwóch ramion, wyrosną dwie trawy; zjedz je całkowicie, nie odłamując ani korzonków“ ani gałązek. Jeżeli masz zostać człowiekiem, zostaniesz od tego wielkim człowiekiem; jeżeli masz zginąć... umrzesz!
Ujbanczyk przestał tłómaczyć; leżąc na brzuchu z głową wspartą na łokciach, słuchał chciwie, przytakując:
— Ehę!... Baj!... Aj kabyn!... Kortundu!... Sieb!... Cze!... Dżikti!
Paweł, chociaż nie rozumiał, słuchał także, leżąc bez ruchu z otwartemi oczyma. Fantastyczny początek, łagodny, monotonny dźwięk głosu bajarza ukołysał go, rozmarzył niby szmer wody. Zapomniał gdzie był; widział przed sobą kraje dalekie, kraje rodzinne zalane słońcem, przysłonięte łagodnem niebem, pełne niw, sadów, pól; pełne wsi, miast, miasteczek, rozśpiewanych mową ojczystą, kipiących ruchem i życiem. I on tam miał swoje miejsce, miał przyszłość, był potrzebny, wiedział co robić... Odżyły wspomnienia, przed oczyma duszy stanęły bladolice, brodate twarze o dużych oczach i szerokich czołach, kobiety smukłe, powiewne, złotowłose dzieci o błękitnem, jasnem spojrzeniu. Widział dom, gdzie się urodził, ogrodową aleję, gdzie biegał chłopięciem, dziewczęta, do których umizgał się młodzieniaszkiem, towarzyszów,