Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chylając się z poza kłębów dymu, by lepiej śledzić za ruchami przeciwnika.
— Ech, nie to! nie to! Gdybyś to zobaczył Dżjanhę, tobyś wtedy powiedział, że ptak. On naprawdę łódź z wody porywa, a płynie tak szybko, że i ryba, myślę, przed nim nie ucieknie.
— A gdzież on teraz?
— Na sordachu... a zresztą, nie wiadomo. Zabrał się i poszedł szukać zdobyczy, wróci dopiero na św. Piotra i Pawła, siano kosić. Ot, widzisz, sieci stoją — dodał, pokazując kilka rzędów żółtych z kory brzozowej zwiniętych pływaków, leżących w poprzek rzeczki na wodzie.
— Postawiła je Lelija... a tam, o, dalej, widzisz, i „zajezdka“ Andrzeja.
Paweł ujrzał we wskazanym kierunku w poprzek parowu rzeczki od brzegu do brzegu jakby mostek wysoki a wązki i na cienkich wspierający się nogach. Gdy wysiedli i na tę wąziutką kładkę wstąpili, Paweł czując, że drży i chwieje się pod ich ciężarem, a pod nogami widząc głębię wody lśniącej, bystro i szumem płynącej, doznał na chwilę zawrotu głowy i oczy zamrużył.
— Widzisz? ryby. Nie wyjmowali jeszcze... Chcesz, wyjmiemy — szepnął Ujbanczyk.
Tymczasem Paweł, oswoiwszy się z położeniem, przypatrywał się „zajezdce“. Stanowiły ją gęste, drewniane kraty, umieszczone w wodzie między słupami mostu do samego dna rzeczki, a tak wysoko sięgające, że większe ryby ponad niemi przepłynąć nie mogły. W przegrodzie tej w dwóch miejscach były zostawione otwory, w których leżały, gardzielami do nich przymocowane, dwa ogromne, z wici plecione, przezroczyste kołpaki. W tych kołpakach pływały. ciemne, wrzecionowate, srebrnemi łuskami