Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedzi skądinąd dobrze mu znanych, wyrażał, gdzie przystało, zdziwienie, radość lub ubolewanie, a wreszcie zwracał się do Pawła ze stereotypowem:
— Rozpowiadaj! (Kapsie).
Milczenie.
— Imię?
— Paweł.
— Patrzcie, zupełnie jakuckie ma imię, Bajbal! — dziwili się nieodmiennie.
— Mama, tatia?
— Jest.
— Daleko, czy blizko?
— Daleko.
— Czyś ty bogaty, czy biedny?
— Czyś ty kupiec?
— Czyś ty pan?
— Dlaczego milczysz?
— Ty pewnie nie umiesz po jakucku?
— Dlaczego wciąż patrzysz na papier, a nie na świat i ludzi?
— Sprzedaj tytuniu, sprzedaj herbaty, sprzedaj perkali, sprzedaj cośkolwiek. Nie chcesz? No tak... podaruj.

Znużony całodzienną, natrętną indagacyą, Paweł pod koniec milczał wtedy nawet, gdy odgadywał treść zadawanych pytań. Wyręczał go znakomicie w tej potrzebie stary Tunguz, który, jako zaufany jego przyjaciel, opowiadał ciekawym nadzwyczaj malowniczo i drobiazgowo o pochodzeniu, przeszłości, stanie obecnym nietylko majątku, ale duszy i zamiarów swego nowego „atasa“[1]. Rodzice jego byli wielcy panowie, on sam też pan nie mały. Zna osobiście cesarza, gdyż służył u niego za robotnika.

  1. „Atas“ — tak Jakuci nazywają najbliższych przyjaciół. Słowo to znaczy; „dziel się“.