Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ibn Tassil z pewnego rodzaju wyższością w głosie zadał parę pytań lekarzowi, poczem zwrócił się z ukłonem do Żałyńskiego.
— Możemy już jechać, panie, do twych przyjaciół, którzy tem samem staną się przyjaciółmi Ibn Tassila.
W parę chwil później Źałyński, dosiadłszy wielbłąda, powodował nim tak, że znalazł się tuż obok namiotu Dżailli.
— Bądź zdrowa, Dżaillo! — rzucił półgłosem, dostrzegłszy jej czarne źrenice, patrzące na niego przez szparę w ścianie namiotu. — Za powrotem oznajmię ci coś, co cię, jak zaręcza twój ojciec, powinno ucieszyć! Bądź zdrowa!
— Bądź zdrów, panie!... Dżailla z utęsknieniem oczekiwać będzie twych słów! — dobiegł go cichy szept dziewczyny.