Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

my, chociaż, zaręczam panu, że zarówno ja, jak i profesor, spędzimy noc bezsennie, myśląc o tabliczce.
Mohammed ben Ali naglił Żałyńskiego znakami do drogi, wskazując słońce, stojące nisko nad szczytami gór.
Żałyński raz jeszcze uścisnął serdecznie dłoń Jacka, zapowiadając nieodwołalnie swe przybycie w ciągu jutrzejszego dnia i, krocząc w ślady Mohammeda, znalazł się znowu wśród wąwozów i skalnych złomów, które zachodzące słońce malowało czerwienią i purpurą.