Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwili tak dla niego, jak i dla niej, niewymownie ciężka i przykra.
Dziewczyna przestąpiła już jedną nogą próg, gdy nagle jakaś myśl kazała jej się zatrzymać.
Ogarnąwszy szybkiem, niespokojnem niecą spojrzeniem kurytarz, podbiegła ku łożu rannego.
Przez chwilę stała, milcząc. Na twarzy jej malowały się wyraźnie ślady walki, staczanej z sobą.
Wreszcie zdeterminowanym ruchem podniosła głowę wgórę i utkwiła przenikliwy wzrok w twarzy leżącego.
— Dżailla słyszała, o czem rozmawiał z cudzoziemcem mój ojciec — mówiła szeptem, spiesząc się. — Cudzoziemiec może szukać wody dla El Barrar... może szukać i na pustyni, i w górach, aby tylko... — tutaj głos jej nabrał akcentów niepokoju — aby tylko nie zostawał w pustyni sam na sam z El Terimem! Pamiętaj... ani na pustyni... ani w górach!
Na kurytarzu rozległy się spieszne kroki. Dziewczyna jednym skokiem znalazła się przy progu, wydając lekki okrzyk zdziwienia i przestrachu.
W drzwiach stał Dumesnil.
Arabka szybkim, zdecydowanym ruchem odsunęła go na stronę i jak burza przemknęła obok niego. Za chwilę była już nadole.
Francuz, uśmiechając się domyślnie, począł wypytywać Żałyńskiego o „urocze zjawisko, któ-