Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogłaby się przyplątać zła gorączka, która jątrzy rany.
Dwa tygodnie! — powtórzył niespokojnie Żałyński, myśląc o przerwanym raidzie.
Czas prędko mija! — rzekł flegmatycznym tonem Ibn Tassil.
Żałyńskiemu przyszło na myśl, że przetransportowanie uszkodzonego aparatu do Akaby lub do Suezu, sprowadzenie z Kairu zapasowych części i mechaników oraz naprawa uszkodzeń nie mniej zajmą niż dwa tygodnie czasu, a nawet może i więcej. Nie przejął się przeto zbytnio słowami Ibn Tassila, skazującemi go na pozostawanie nadal w El Barrar.
Nie zdając sobie sprawy z pobudek, czuł, że pobyt w zapadłej górskiej wiosce nie maluje się przed nim w zbyt czarnych barwach.
— Dumesnil musi, naturalnie, natychmiast zająć się aparatem! Może i lepiej będzie, gdy go się przewiezie do Suezu? Zawsze to bliżej Kairu... Łatwiej o wszystko! — snuł w myśli projekty. — A ja sobie przez ten czas tutaj wypocznę! — zakończył, postanawiając w duchu pojść za radą El Terima.
Oznajmił przeto Ibn Tassilowi o swej decyzji pozostania w El Barrar, co ten natychmiast powtórzył lekarzowi.
Ten, jak spostrzegł Żałyński, przyjął to z wi-