Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A może lepiej będzie, gdy oto, korzystając z głębokiego snu ukochanej, przyłoży do jej kształtnej głowy zimną stal rewolwerowej lufy i jednem pociśnięciem cyngla oszczędzi jej straszliwych mąk głodu i pragnienia? A następnie jeszcze jedno takie pociśnięcie i pójdzie za nią! Skończy się wreszcie to wszystko! Lepsza momentalna śmierć niż powolne konanie w męczarniach! Bo wyjścia przecież nie znajdą!
Zdecydowanym ruchem wyszarpnął broń z kieszeni. Poomacku wprowadził nabój w lufę.
W tymże momencie uczuł na dłoni chłodne, zaledwie odczuwalne muśnięcie. Zastanowiło go to. Jeszcze raz coś nakształt lekkiego prądu powietrza dotknęło jego policzka.
Drżącemi dłońmi ujął latarkę. Jaskrawe światło padło na głowę uśpionej, złożoną na jego kolanach.
Wpatrzył się w nią wytężonym wzrokiem.
Jeden z niesfornych loków hebanowych włosów dziewczyny chwiał się lekko na jej czole, jakgdyby poruszany powiewem wiatru.
Zataił oddech w piersiach.
Niesforny lok poruszył się znowu. Jednocześnie uczuł, jak prąd powietrza musnął jego dłonie.
Złożył ostrożnie głowę śpiącej dziewczyny na ziemi.
Jednym skokiem znalazł się przy ścianie, zamykającej kurytarz.