Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i skłoni do ukrycia się wraz z branką w takiem miejscu, że wszelkie usiłowania natrafienia na jej ślad okażą się bezowocnemi.
Powziął całkowicie odmienną od poprzedniej decyzję.
Ostrożnym ruchem zamknął bezpiecznik trzymanego w dłoni rewolweru i sprawdził, czy posiada przy sobie elektryczną latarkę-dynamo, jaką zabrał ze sobą z walizy, przewiez onej z miejsca upadku aeroplanu do El Barrar.
Tymczasem Arabi szwargotali zawzięcie przez chwilę, poczem wolnym krokiem skierowali się w stronę, skąd przybyli. Jeden z nich, mijając przytulonego do skały Żałyńskiego, potknął się o kamień tak gwałtownie, iż zatoczywszy się omal że nie wpadł na Europejczyka, śledzącego bacznie z palcem na cynglu mauzera każdy ruch Arabów.
Gdy ci ostatni oddalili się o trzydzieści — czterdzieści kroków, począł posuwać się ostrożnie za nimi, usiłując trzymać się od nich w jednej i tej samej odległości. Bezustanna głośna paplanina Arabów pozwalała mu nawet na niezwracanie uwagi na szelest, jaki czynił, potrącając stopami w ciemnościach o zwietrzałe okruchy skał, zalegające dno wąwozu, którym nocni goście podążyli na północ od miejsca obozowiska.