Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

goście z największą uwagą oglądali każdy przedmiot; mięli w dłoniach owcze skóry i niewielką poduszkę, poszukując snać w nich ukrytych przedmiotów.
Na porzucony burnus Dżailli zwrócili specjalną uwagę, poddając go tak szczegółowej obserwacji, że podawali go sobie kilkakrotnie z rąk do rąk, oglądając starannie każdy jego szew i dziergany złotem haft.
Następnie, przyświecając sobie latarką, przeszukali drobiazgowo płócienne ściany namiotu, poczem, rozmawiając głośno, przeszli do namiotu Żałyńskiego, w którym jednak nie bawili długo, powracając na miejsce swych poprzednich poszukiwań.
Po chwili wyszli z namiotu i stanęli pośrodku obozowiska, przerzucając się bezustannie szybkiemi słowami, wypowiadanemi tonem podniecenia, tak, iż czasami rozmowa ich czyniła wrażenie gorącej sprzeczki.
Wreszcie jeden z nich powrócił do namiotu Dżailli i wyniósł stamtąd jej burnus, który przewiesił sobie przez ramię.
Żałyński dostrzegł wówczas, że obaj trzymali w rękach krótkie karabinki.
Namyślał się, co ma uczynić.
Najprostszem wydawało mu się napaść na nich w chwili, gdy powracając, znajdą się tuż obok niego. Dwa celne strzały, z których słynął, i obaj