Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rę godzin czasu do przebudzenia się Amy! — przyszło mu na myśl.
Leniwym krokiem szedł po schodach do swego pokoju.
Na górnej platformie zastąpił mu drogę stary Joe, od szeregu lat spełniający u Deveyów funkcję kamerdynera.
— Czego? — rzucił Wyhowski, zatrzymując się.
Joe wyciągnął ku niemu rękę z trzymanym w niej małym kluczykiem.
— Lord — mówił wzruszonym głosem — na godzinę przed odjazdem w tę swoją nieszczęsną podróż, zawołał mnie do gabinetu i oddał mi ten kluczyk od sekretnej szufladki w jego biurku z nakazem, aby w razie, gdyby nieobecność jego potrwała dłużej, niż pół roku, oddać ten kluczyk panu i pokazać skrytkę. Teraz, chociaż jeszcze nie przeszedł ten termin, jednak, gdy wiadomo już, że lord nie żyje... spełniam jego rozkaz!
Wetknął kluczyk w dłoń Wyhowskiego i odwróciwszy nieco na bok głowę, ocierał chustką łzy, zawisłe na jego powiekach.
W gabinecie Deveya zastał Wyhowski wszystko tak, jak gdyby właściciel opuścił pokój przed chwilą.
Poczciwy Joe, bałwochwalczo uwielbiają-