Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyzna, że to gorączka! Prawda, że tak? — perswadował, pozostawiając jej możność wycofania się z tego wszystkiego.
Rzuciła się w jego ramionach, jakby palona żywym ogniem.
— Kocham pana! Rozumie pan! Jestem zupełnie przytomna! — mówiła z naciskiem. — Kocham pana... jeszcze raz powtarzani... kocham!
Zbliżyła ku niemu swą twarz i utkwiła w jego oczach świecące fosforycznie w mroku źrenice.
Zmarszczył brwi.
— Pani przecież wie...
— Wiem! — przerwała nagłym wybuchem jego słowa. — Wiem, że kochał pan Amy! Ale przecież obecnie, gdy ona...
— I teraz ją kocham! — rzucił krótko.
— I będzie ją pan kochał nawet wówczas, gdy ujrzy ją pan w objęciach Tomari? — zaśmiała się drwiąco.
Uczuł przez moment, że słowa te przyczyniły mu dotkliwy, fizyczny ból.
Opanował się jednak natychmiast.
— Tak... nawet i wówczas! — rzekł spokojnym głosem.
Odchyliła się wtył, odwracając głowę.