Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W tej samej chwili zachwiała się, wydając okrzyk bólu.
Podtrzymał ją w ramionach, zaniepokojony nie na żarty.
Uśmiechnęła się doń, wsparłszy się silniej na jego ramieniu.
— Powstając, albo zwichnęłam nogę w kostce, lub też naciągnęłam żyłę! To w istocie nic poważnego! Zdaje się, że pomimo bólu, będę w stanie dojść do „Ptaka“ — mówiła uspokajająco.
Lecz niebawem okazało się że pomimo pomocy ramienia Jerzego nie może przejść paru nawet kroków.
— Niechaj pan mnie tu zostawi, a sam idzie spać! Szkoda nocy! — radziła. — Ja tutaj doczekam rana, a wówczas razem z Amy jakoś już mnie przetransportujecie do łóżka!
Spojrzał na nią szczerze oburzony.
— Gdybym od kogo innego posłyszał te słowa, nie zapomniałbym mu ich do końca życia! Ale, że to od pani... — urwał i zanim zdołała opamiętać się, kołysał już ją w swych krzepkich ramionach.
— Ale, że to ode mnie?... — powtórzyła pytająco, przytulając się lekko do niego.
— Więc pani daruję, jak zwykle zresztą,