Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pliwości, wszelkie żale i gorycz uleciały z jego myśli, przegnanie stamtąd jednem tylko słowem, posiadającem dla prawych charakterów znaczenie, niemal, że świętości.
Słowo to brzmiało... obowiązek!
Czyjaś dłoń dotknęła lekko jego ramienia. Podniósł głowę, zdziwiony.
Przed nim, otulona w ciepły, wełniany płaszcz, stała pani Athow.
Przysiadła obok niego, dotykając swem ramieniem rękawa jego skórzanej kurty.
— Nie zasnęłam dotąd i wreszcie postanowiłam odnaleźć pana. Wiedziałam o pańskiej nieobecności w kabinie, gdyż nie słyszałam, aby pan powracał — mówiła, jak gdyby pragnąc tem usprawiedliwić swą tutaj obecność.
— Czemu pan nie udaje się na spoczynek, a markuje tak po nocy? — dorzuciła po chwili.
— Co robi Amy? — zapytał, pomijając milczeniem jej słowa.
— Śpi... i musi mieć nader błogie sny, gdyż na ustach jej widnieje rozkoszny uśmiech — odrzekła obojętnym głosem, w którym jednak najwyraźniej słyszało się nutę ironji.
Wyhowski milczał, jakkolwiek słowa jej bolesnem echem odbiły się w jego sercu.