Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/461

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po tej rozmowie noc całą spędził bezsennie, błąkając się wzdłuż morskiego wybrzeża. Rozmyślał długo i zastanawiał się nad wieloma rzeczami.
Bezwątpienia Daisy miała rację. Miłość ma swe prawa, często niezrozumiałe i nielogiczne, ale to trudno. Właśnie dlatego, że są nielogiczne, mają rację bytu.
Nie czuł żalu do Amy. Posiada takie same prawa, jak każdy inny... jak on wreszcie.
Kocha Amy! Tak... przyznaje się teraz przed sobą do tego zupełnie otwarcie, ale... cóż z tego? Któż z nich jest więcej nielogiczny? Czy on, kochając tę, która odpłaca mu obojętnością, czy też ona, kochając tego, który darzy ją takiem samem uczuciem? Bezwątpienia on! Więc niema o czem mówić!
A jednak ciężko.... och, jak ciężko! Pragnąłby nie wracać już na „Ptaka“. Bo i po co? Aby oglądać szczęście ich obojga?
Wzdrygnął się, tak wydawało mu się to potwornem! Bezmyślnym wzrokiem wpatrywał się w fale, uderzające cicho o niskie wybrzeże.
Tak... to może byłoby najlepszem! Devey, zapewne zresztą niechcący, pożegnał ten świat zgrozy i bólu! Nic go już nie obchodzi... nic.... nawet to, że za dwa... trzy dni je-