Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/451

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

snął jego ramieniem. Szaleniec zwrócił ku niemu swe źrenice. Przyjaznymi znakami podtrzymując go lekko, zmusił leżącego do udania się za nim. Devey bez najmniejszego sprzeciwu dał się sprowadzić z „Ptaka“ na ziemię.
Wyhowski posadził go na kamieniu tuż obok aparatu, a sam zajął się lustrowaniem motorów.
Rzeczywiście wentyle były mocno zużyte. Wykręcał je jeden po drugim i wrzucał w morze, jako całkiem już niezdatne do pracy.
Obłąkany z jednakową wciąż obojętnością przyglądał się ruchom Wyhowskiego.
W okienku kajuty pojawiła się głowa pani Athow. W kajucie potrzebowano nagwałt pomocy Jerzego. Piecyk benzynowy zakaprysił nagle i zachodziło poważne niebezpieczeństwo pozostania bez śniadania.
Uszkodzenie piecyka nie było, niestety, powierzchownem i Wyhowski strawił przy nim niemal całą godzinę.
Powróciwszy do motorów, zaniepokoił się zniknięciem chorego. Zaniepokojenie to przerodziło się jednak natychmiast w przerażenie, gdy zauważył również zniknięcie skrzynki z kilkudziesięciu zapasowymi wentylami.