Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wybuchnęła cichym, nerwowym płaczem.
— Jerzy... Jerzy... kiedy się to skończy? Kiedy nadejdzie kres tym mękom? Czemu nie umieramy? Czemu żyjemy i cierpimy tak, wówczas, gdy świat cały śpi już spokojnie, wolny od trosk i cierpień? — szeptała przerywanym przez łzy płaczem, trzęsąc się, jak liść wątłej osiki.
Objął ją ramieniem i tulił do siebie, jak matka tuli rozpłakane dziecię.
Łkanie jej stawało się coraz więcej żałośliwsze.
— Amy! — dobiegł z kajuty niespokojny głos pani Athow. — Amy! Czemu płaczesz?
Stukot odsuwanego krzesła wskazywał, że Daisy, nie otrzymując odpowiedzi od przyjaciółki, zaniepokoiła się i lada chwila zjawi się w kabinie.
Wyhowski zapalił światło i stanął w kurytarzu, pomny, że pani Athow za żadne skarby w świecie nie odważyłaby się na przejście obok obłąkanego.
I przeczywiście Daisy przebiegła szybko kurytarz, lękając się nawet rzucić wzrokiem na chorego.
Poczęła uspokajać przyjaciółkę. Dopomagał jej w tem Wyhowski i po chwili nerwowy atak Amy minął. Uspokoiła się o tyle, że