Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nietaktowne odezwanie się! — mówił, nie odrywając dłoni od daszka swej oficerskiej czapeczki.
Wyhowski wyciągnął ku niemu rękę.
— Przyjmuję... i przepraszam również za chwyt, który, przyznaję, że mógł być zbyt energicznym — mówił z uśmiechem.
Po smagłem obliczu japończyka przebiegła lekka chmurka wstydu i gniewu.
Wyprostował swą smukłą figurę i rzekł, akcentując każde słowo.
— Na swe usprawiedliwienie mam jednak to, że pański żart jest zbyt bolesnym dla każdego japończyka.
Talao Matsue skinął głową na znak, iż podziela zdanie młodego oficera.
— Nigdy nie ośmieliłbym się żartować w ten sposób — odparł Wyhowski, wzruszając ramionami. — Niestety, jest to najistotniejsza prawda. Japonja nie istnieje już, jak zresztą cały bodaj świat!
Począł ich zaznajamiać szczegółowo z wypadkami, jakie miały miejsce od czasu rozbicia się „Asuka-Maru“. Słuchali w ponurem milczeniu, a gdy począł opisywać zagładę wysp kraju „Wschodzącego Słońca“ i tragedję, jaka rozegrała się na równinach