Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzielona wąską cieśniną, widniała maleńka wysepka o obwodzie, co najwyżej dwóch kilometrów.
Wyhowski zamknął motory, zniżając lot. Znajdowali się o kilkaset zaledwie metrów od linji brzegowej wyspy.
Nagle Amy wydała cichy, zdławiony okrzyk i silnym uchwytem swej małej dłoni ścisnęła ramię Jerzego. Również i pani Athow musiała dostrzec coś ciekawego, gdyż i ona poczęła zdradzać oznaki wielkiego wzruszenia.
— Ludzie! — wyjąkała wreszcie Amy, trzęsącemi się z wrażenia rękami podając Wyhowskiemu lornetę.
Spojrzał przez nią.
Mniej więcej pośrodku wyspy widniała duża, nieforemna masa, wystająca ponad poziom równiny. Od masy tej biegły w stronę „Ptaka“ ciemne drobne punkciki. Przeliczył je oczyma. Punkcików tych było pięć. Nie ulegało wątpliwości, że natrafiono wreszcie na jakiś zamieszkały ląd.
Zasiadł na swem miejscu i począł manewrować sterami, gotując się do lądawania.
Samolot przeleciał już ponad biegnącymi naprzeciw ludźmi i, zniżając się z każdą chwilą coraz wyżej, znalazł się niebawem