Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

których nie malowałaby się zgryzota i przygnębienie.
Znalazłszy się na schodach, wiodących na pokład, zauważył, że niemilknący od rana huk rozlegał się teraz więcej donośnie.
Podzielił się tem spostrzeżeniem z kapitanem.
Ten przystanął na moment, nadsłuchując.
— Masz pan rację! Te bestje ryczą coraz głośniej! I dlatego należy nam uciekać stąd czemprędzej!
Paroma wesołemi zdaniami zachęcił odpływających do wytężenia sił celem oswobodzenia „Idaho“, poczem w towarzystwie pań, Wyhowskiego oraz oficerów i członków wyprawy rozpoczął ożywioną pogawędkę, przerywaną częstymi wybuchami śmiechu.
Co się zaś tyczy Jaggera i Selwina, to znikli oni tak doskonale, że Wyhowski nie mógł ich odnaleźć ni w kajutach, ni w ogólnych salach, ni też na pokładzie. Dopiero jeden z młodszych oficerów, powracający z pod pokładu, poinformował go, że obaj czcigodni uczeni sprzeczają się zawzięcie z sobą, studjując w bibljotece olbrzymią mapę obu półkul.
Pomimo szalonego zmęczenia, jakie odczuwał, nie usłuchał próśb pań, namawiających